Ostatni tydzień karnawału, przed nami tłusty czwartek. Ponoć w tym dniu można dosłownie obżerać się pączkami i chrustem - zwanym też faworkami. Nie miałam szczęścia do smażenia pączków. Nie udawały się, były małe, twarde i zawsze bardzo spieczone. Bardzo cieszyła się z tak cudnie wysmażonych pączków moja mała córeczka - traktowała je jako piłeczki. Wystarczyła chwila nieuwagi i całe mieszkanie było w piłeczkach. Jeśli chodzi o faworki - to moje oczko w głowie. Zawsze się udawały, zawsze wszystkim bardzo smakowały i błyskawicznie znikały ze stołu. Nie jestem pasjonatką pieczenia, to działka mojej siostry, jednak w moim domu rodzinnym mistrzynią w smażeniu faworków od wielu, wielu lat jestem ja.
Nawet pamiętam jak do tego doszło.
W czasie karnawału, postanowiliśmy z koleżankami i kolegami z klasy maturalnej urządzić prywatkę. Mama Ewy dała nam przepis na faworki, mówiąc, że zawsze się udają. W tamtych czasach nie było firm kateringowych, więc ”żarełko” przygotowywaliśmy sami. Prywatka odbywała się u mnie w domu. Wszyscy mieli swoje zadania do wykonania. Gwoździem programu miały być faworki. Przepis prosty: 3 szklanki mąki, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, 1 cukier waniliowy, 4 żółtka, ½ szklanki kwaśnej śmietany, szczypta soli, olej lub smalec do smażenia, cukier puder do posypania. Oczywiście to jest przepis na małą porcję, my musiałyśmy 5-krotnie zwiększyć proporcję. Warto było poświęcić czas na smażenie, faworki były przepyszne, kruche,z pęcherzykami powietrza, rozpływające się w ustach. Suto obsypane cukrem pudrem czekały na wniesienie do pokoju. Tymczasem pozostali uczestnicy bawili się przy dźwiękach muzyki płynących z adapteru Bambino.
Zaprosiliśmy też panią “fotografkę”, aby uwieczniła swoim aparatem nasze radosne młodzieńcze chwile. Zapomnieliśmy o faworkach, w wielkim pośpiechu kilka koleżanek z kuchni przenosiły talerze, na których piętrzyły się sterty chrustu.W pewnym momencie jedna z nich potknęła się na dość szerokim progu i zawartość niesionych przez nią talerzy znalazła się na podłodze,na podłodze z desek, świeżo malowanej pastą Tempo. Pokruszone przy upadku faworki i cukier puder pięknie udekorowały podłogę. Gdyby był odkurzacz, nie byłoby problemu, a tak - przez kilka dni jeszcze widoczne były ślady prywatki.
Od naszej prywatki upłynęło wiele czasu, ale przepis na faworki się zachował, Smażę je czasem, a szczególnie w okresie karnawału. Nasza szkolna przyjaźń też przetrwała i trwa do chwili obecnej.
Tekst i zdjęcia: Irena Derecka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz