"Niektórzy z przekonaniem twierdzą, że to najpiękniejsze drzewo na świecie. Zarówno w fazie kwitnienia (przepiękne, biało-żółte, wspaniale pachnące kwiaty), jak i wtedy gdy owocuje - w zależności od gatunku, okrągłe owoce o barwie od złotej do zielonej, najczęściej jednak pomarańczowe, z pełną witaminy C, mięsistą i słodką zawartością. Pochodzi najprawdopodobniej z Chin, a uprawiane jest od setek lat. Pojedynczy okaz mierzy od 7 do 10 metrów. Kulista korona składa się z ciemnozielonych, skórzastych liści. Poza rewelacyjnymi owocami to drzewo ma jeszcze jedną, "ludzko-matczyną" cechę, która je wyróżnia. Otóż nawet przez trzy miesiące, dojrzałe owoce pomarańczy mogą pozostawać na drzewie (przy 'mamie'), bez jakiejkolwiek szkody dla ich jakości. Podobno widok gaju pomarańczowego trudno jest porównać z czymkolwiek. No bo niech Państwo sobie wyobrażą na przykład setki, albo lepiej tysiące pomarańczowych drzewek. Nie dam się w tej chwili zabić, upierając się, że właśnie taka wizja była punktem wyjścia do napisania przez amerykańską pisarkę Kathryn Harrison książki o takim właśnie tytule - "Tysiąc drzewek pomarańczowych", zwłaszcza, że to nie jedyny tytuł (?!). Jednak musiał to być intensywny bodziec, gdyż rezultat jest fascynujący.
Zanim jednak przejdziemy do przedmiotu niniejszego rozważania, proponuję abyśmy zatrzymali się na moment przy osobie autorki. Powodów jest parę, a jeden najistotniejszy - o ile twórczość tej pisarki jest w naszym kraju już nieco rozpowszechniona, to o niej samej bardzo trudno znaleźć jest zbyt wiele informacji. I jest to raczej działanie zamierzone....
Cóż zatem mogę Państwu na temat Pani Harrison przekazać? Oto parę suchych faktów: Jej matka ma na imię Carole, a ojcem jest Edward Lang. Ona sama urodzona w Los Angeles, w 1961 roku, po zaliczeniu kolejnych stopni edukacji, ukończyła Stanford University oraz Warsztaty Pisarskie na Uniwersytecie Iowa. Rodzice rozwiedli się gdy była dzieckiem (ojciec ożenił się powtórnie). Nieco wcześniej, w wieku 20 lat, w konsekwencji dramatycznych przeżyć osobistych... zaczyna pisać. W międzyczasie pracuje w nowojorskim wydawnictwie Viking Publisher, a w 1991 roku ukazuje się jej pierwsza własna powieść zatytułowana "Gęstsza niż woda". Zostaje zauważona, między innymi przez New York Timesa. Sukcesem otwierającym przed nią drzwi do kariery była publikacja wstrząsającej i skandalizującej powieści "Obnażona". Staje się ona bestsellerem na księgarskim rynku Ameryki. Zanim w 1997 roku napisze biograficzny "Pocałunek", dwa lata wcześniej wyda dzieło, które w Stanach Zjednoczonych ukazuje się po tytułem "Poison", a w naszej części globu jako "Thousand Orange Trees". Od tego czasu napisała jeszcze parę mniejszych lub większych, jeśli chodzi o popularność książek, które zostały za oceanem uhonorowane licznymi nagrodami - w 1989 - wyróżnienie Stowarzyszenia J. Michenera, w 1994 - nagroda Nowojorskiej Fundacji Artystycznej. Jej aktualne nazwisko to wynik małżeństwa z pisarzem Colinem Harrisonem (w Polsce ukazała się jego powieść "Zgliszcza"). Obok pisania książek, jej prace można znaleźć w czasopismach New Yorker i Harpers Magazin. Na zakończenie tej skrótowej notki biograficznej dodam tylko (co może być istotne), że Pani Katy Harrison od pewnego czasu jest właścicielką domu na półwyspie Iberyjskim, a konkretnie w... Hiszpanii. A przecież tam, między innymi można trafić na plantacje pomarańczy.
W pewnej mierze odniesienie do swoich własnych życiowych kolei losów znalazłem na stronach powieści Kathryn Harrison. Ta historyczna, poetycka i inteligentna powieść opisuje równolegle historię dwóch dziewczyn, mających jeden wspólny mianownik - identyczną datę urodzenia. A żyją w czasach niełatwych, bo w siedemnastowiecznej Hiszpanii, rządzonej (choć nieformalnie) przez kościelną inkwizycję. Na początek oczami Franceski, córki hodowcy jedwabników, a następnie z punktu widzenia francuskiej księżniczki Marii Luisy, poślubionej królowi Hiszpanii, obserwujemy życie w tamtych mrocznych czasach. Kolejne strony powieści ukazują nam ponadczasową prawdę - szczęście nie ma związku z pochodzeniem czy zamożnością. Podobnie jest z... nieszczęściem. Inna teza wysuwana przez autorkę to bardziej zapytanie - jak jakakolwiek kobieta była w stanie wtedy żyć szczęśliwie, gdy każdy, najdrobniejszy gest miłości był natychmiast miażdżony. Jak mogła w tamtym okresie żyć normalnie (choć w sumie nie tylko przedstawicielek płci pięknej to dotyczyło), gdy każdy zachwyt był traktowany jako herezja. "Tysiące pomarańczowych drzewek" to pasmo porównań. Z jednej strony wiejska dziewczyna i jej małe radości, które z czasem przechodzą w bardziej odważne wybryki.
Beztroskie początkowo życie, walka o miłość matki (a raczej o wyłączność na to uczucie), wreszcie wiek dojrzewania i dorosłość napiętnowana 'nieprzyzwoitym' uczuciem. A na zasadzie kontrastu, teoretycznego jedynie; życie młodej królowej. Funkcjonowanie w więziennej, dusznej atmosferze dworu z jego zakłamaniem. Szczegółowe opisy etykiety, surowych zasad, egzystencji w oderwaniu od rodziny, bliskich i przyjaciół. Beznadziejne zamknięcie w okowach kontraktowego małżeństwa z człowiekiem niemalże odpychającym. Tragiczne i smutne życie tych dziewczyn, a później kobiet, przeplata się na różne sposoby, mimo, że widziały się one zaledwie parę razy. Obraz tamtej epoki autorstwa Pani Harrison przyprawia czasami o dreszcze. Inkwizycja przedstawiona przez Umberto Eco w "Imieniu Róży" to "bajka" w porównaniu z wizją autorki "Tysiąca drzewek...". Najtrafniej udało się jej przekazać poczucie strachu i bezradności jakie wywoływała ta instytucja, nie tylko jak się okazuje wśród najbiedniejszych. Przed pisarką należy pokłonić się jeszcze z jednego powodu - chodzi o niesamowitą i niezbyt częstą wśród innych autorów umiejętność przeskakiwania w tematyce swoich książek o parę epok, o setki lat, nie przestając zajmować się jednak wciąż podobnym tematem, tymi samymi problemami. Myślę, że tylko nieliczni twórcy zadają sobie trud gruntownego przeniknięcia tematu, wokół którego zamierzają krążyć w swym dziele.
Proza Kathryn Harrison jest łatwo rozpoznawalna - jest przede wszystkim mocno kobieca, co uznać należy za komplement i wyraz uznania. Takie spojrzenie z punktu widzenia płci pięknej zapewne odpowiada czytającym je Paniom, ale daje też wiele nam, mężczyznom. W poszukiwaniu wyjaśnienia zapraszam do lektury, książki dostępnej w naszej bibliotece. Może warto również dla osłody mieć pod ręką choć jedną pomarańczę..."
Arkadiusz Kowalski
You have taken a picture from this post - https://www.worldwidewriter.co.uk/walking-beside-the-orange-trees-at-the-alcazar-of-cordoba.html. If you want to continue to use it please credit me!
OdpowiedzUsuń