wtorek, 2 grudnia 2014

Pokuta zadana na całe życie


Był czerwiec, zbliżał się koniec roku szkolnego. Wielu uczniów było zagrożonych pozostaniem na drugi rok w te samej klasie.To był rok 1951, klasa czwarta. Pani przepytywała, aby poprawić oceny. Na jednej z lekcji pyta zagrożonego kolegę, a on nic a nic nie umie. Więc mu podpowiadam - a byłam w tym dobra. 


Chodziłam do małej szkoły podstawowej na wsi, w której boisko szkolne - tylko przez drogę -  graniczyło z dużym cmentarzem niemieckim. Często na przerwach, siadaliśmy pod murami cmentarza i jedliśmy kanapki, albo na cmentarzu toczyliśmy wojnę. Dziewczyny kontra chłopcy - zakładaliśmy niemieckie hełmy na głowę - a było ich tam dużo - i kamienie szły w ruch.




Pani zauważyła, mówi - Antek siadaj, masz tróję - a ty jak jesteś taka mądra to odpowiadaj. Zadaje mi jedno, drugie, trzecie pytanie, odpowiedziałam. 

Widzę, ze wiesz wszystko, to powiedz mi, na którą stronę czesze się Józef Cyrankiewicz. (kiedyś portrety prominentów państwa wisiały na ścianie w szkole).

O..o..nie wiem
 - Dwója, siadaj.

Łzy napłynęły mi do oczu. Pierwsza dwója od początku nauki w szkole, jak powiem w domu rodzicom. Byłam bardzo dobrą uczennicą. Koniec lekcji, wszyscy się rozeszli. 

Zostałam ja i dwóch kolegów.

O o o - myślę - ja ci pokażę, jaką miał fryzurę. 


Poszliśmy na cmentarz. Zerwałam kolec z głogu, nakłuliśmy palce do krwi, wymieszali krew i złożyliśmy przysięgę dotrzymać tajemnicy. Kto zdradzi, ten zaraz umrze. Jeden kolega był wysoki, wziął mnie za ręce i wpuścił do grobowca, grobowiec był otwarty. Podałam mu czaszkę i dwie kości. Zanieśliśmy do szkoły i ukryli w szopce, między papierami i poszliśmy do domu. 

Na drugi dzień, podczas długiej przerwy, wszyscy wyszli z klasy, a my do dzieła. Koledzy stali na czatach, a ja przyniosłam do klasy czaszkę i ustawiłam na stoliku Pani. Potem jak gdyby nigdy nic pobiegłam na podwórko grać w klasy . 

Koniec przerwy - wchodzę do klasy, Pani już jest. Jak to zobaczyła, narobiła krzyku. 

ALARM - wzywa Dyrektora, wszystkich nauczycieli. Dyrektor zrobił nam zbiórkę na korytarzu.
- Kto to zrobił? Wystąp.

Nie ma winnego. Rozkaz, jak tu stoicie, wszyscy do domu po rodziców. Przyszłam do domu, mama zdziwiona. Mówię, tato musi przyjśc do szkoły, jak nie przyjdzie to nie przejdę do następnej klasy. Ojciec zostawił swoje zajęcia, idziemy. Przychodzimy, jest już paru rodziców. Dyrektor przedstawia rodzicom co się wydarzyło. Nie ma winnego. Po naradzie postanowili, odnieśc kości tam gdzie były. Jesteśmy na cmentarzu, dyrektor pyta, kto wie gdzie te kości były, ja pokazuję. Antek wskoczył do grobu , ja pokazuję w który miejscu stała czaszka. Koniec. Rodzice pozasuwali płyty, przykryli grobowce. Całej klasie obniżono ocenę ze sprawowania.

Idziemy do domu. Tato wziął mnie za rękę. Pyta - może wiesz kto to zrobił? Ty jesteś dobrym dzieckiem, tego byś nie zrobiła. 
- Nie wiem. 

Tłumaczy mi, jakie to jest zło, jaki ciężki grzech. Cmentarz jest miejscem świętym.
- Ty jesteś dobrym dzieckiem - powtarza - tego byś nie zrobiła, ale może wiesz czyja to robota.
- Nie wiem. 

Przychodzimy do domu. Mama pyta co się stało.Tato w skrócie opowiedział co i jak. Mama jak zaczęła krzyczeć - takiemu bachorowi to ręce poobcinać! 

Ojciec spojrzał na mamę, mówi: Helena molim te szuti - w domu rozmawiali po jugosłowiańsku. Spojrzeli na siebie, oczami pomrugali, cisza. Zjedliśmy obiad, każdy poszedł do swych zajęć. 

Wieczorem po kolacji Tato pyta; 

- I co dalej nie wiesz, kto to zrobił? Stało się coś strasznego, ktoś musi ponieść za to pokutę. Nie ma winnego, wiec myślę, ty będziesz codziennie wieczorem, w obecności dorosłych, klękać tu w kuchni i odmawiać oprócz wieczornej modlitwy, dodatkowo Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, Wieczne odpoczywanie - za tego zmarłego.

- Przez cały rok - dodał po chwili namysłu - ale to nie koniec, każdego roku na Wszystkich Świętych, do czasu aż się znajdzie winny, będziesz zapalać świecę na tym grobie. 

Wystraszona zgodziłam się. 

- A teraz klękaj do modlitwy. 

Jest niedziela, idziemy do kościoła, ksiądz już wie co się stało. Odprawia mszę, za tego zmarłego, którego naruszono kości. Na kazaniu miesza nas z ziemią, krzyczy. Winnego nie ma. 
Ojciec bardzo mnie pilnował, czy odmawiam zadaną pokutę, potrafił ze snu obudzić, kazał klękać i modlić się. A na dzień Wszystkich Świętych sprawdzał czy zapaliłam świeczkę, którą miałam kupić za swoje pieniądze. 

I tak trwało to przez całe lata. Już byłam babcią. Ojciec ciężko zachorował. Jest w klinice po przeszczepie rozrusznika serca. Pojechałam do niego. Na tym oddziale odwiedzin nie ma, ale jakoś udało się - wpuścili mnie. Wchodzę, po powitaniu tato mówi - jak dobrze, że jesteś. Mam ci coś ważnego do powiedzenia. 
Słucham, cisza. 
- Ja wiem, kto tę czaszkę przyniósł do szkoły, pamiętasz? 
Tak pamiętam. Zaskoczona pytam:  kto Ci powiedział?.
- Ty.
- Jak to ja? Ja nikomu nic nie mówiłam.
- Tak ty. Pamiętasz, jak staliśmy na cmentarzu? Dyrektor zapytał, który to był grobowiec. A ty wskazałaś - jak Antek wszedł do grobowca - aby ułożyć kości. Ty pokazywałaś jak były ułożone przed wyjęciem. Byłem pewny, że w tym uczestniczyłaś.

- Powiedz mi, kto ci w tym pomagał? Sama tego nie dała byś rady zrobić.

- Felek syn sąsiada, starszy o 5 lat i Antek, któremu podpowiadałam.

Opowiedziałam ojcu, co było powodem podjęcia tak okrutnej decyzji. Ojciec wziął mnie za rękę ucałował.

- Zrobiłaś coś strasznego, czasu nie cofniemy, tego nie da się wymazać. Ale dumny jestem z tego, że potrafiłaś dochować tajemnicy. 

Nie wiem czy powiedział o tym mamie, czy zabrał tajemnicę do grobu. Mama nigdy o tym nie wspominała. 


znicz mrugaj,acy.gif


I tak dzisiaj, wróciłam z cmentarza, postanowiłam dokonać spowiedzi, ujawnić moją tajemnicę. Koledzy już nie żyją. A krzyż pokutny będę dźwigać dalej i pod krzyżem, każdego roku, zapalać światełko pamięci.

Janina Korol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz