Czytanie to na pozór prozaiczna czynność. Raczej każdy to potrafi...
Specyfiką czytania książek jest fakt, że to bardzo indywidualny, a może nawet wręcz... intymny proces. Poza nielicznymi sytuacjami (czytanie dzieciom i starszym osobom, spotkania autorskie, itp.) zdecydowana większość z nas czyta w pojedynkę. Filmy, chociażby w kinie oglądamy gremialnie, muzyki również słuchamy chętnie zbiorowo; w salach koncertowych lub na plenerowych imprezach. Natomiast z książkami jest inaczej. Gdy chcemy poczytać to najczęściej (na własne życzenie) alienujemy się, chowamy się, uciekamy w odrębność, szukając izolacji od świata.
Myślę że każdy z nas czyta inaczej... Czytania jakiejkolwiek pojedynczej lektury, to dla mnie pojedynczy (no bo raczej nie ma dwóch takich samych książek) ale powtarzający się każdorazowo rytuał. Jest obwarowany pewnymi zasadami i wygląda następująco – 1; Przede wszystkim nigdy wcześniej nie czytam recenzji. Absolutnie. Lubię niespodziankę i posmak nowości. Dzieje się tak również dlatego, że najważniejsze jest dla mnie wyrobienie sobie mojego własnego zdania na temat danej pozycji, a nie opieranie się na opiniach krytyków lub innych czytelników. 2; Gdy zaczynam, najczęściej omijam wszelki dedykacje, podziękowania i wstępy. Nie interesuje mnie komu i za co pisarz jest wdzięczny, a także nie rozumiem potrzeby wyjaśniania z jakich powodów dana książka powstała lub co autor ma (miał) zamiar przekazać w leżącej przede mną lekturze. Wszelkie posłowia i przypisy także mam... w pogardzie. 3; Nie czytam też, przynajmniej startując wszelkich informacji na obwolucie. Nie dla mnie „back cover'y”. Dopiero nieco później, w trakcie asymilowania treści pisanej, gdy już się wciągnę w publikację, zaczynam drążyć, zaczynam się interesować bardziej. Na początek „pod młotek” idzie notka biograficzna; wiek autora, dorobek, zdobyte nagrody. Kolejny punkt to ewentualne cytaty/tekściki reklamowe/'polecenia' wcześniejszych czytelników. Ale wciąż, POD ŻADNYM POZOREM NIE CZYTAM NIC CO WYJAŚNIAŁOBY MI TREŚĆ LEKTURY. Sprawdzam również rok pierwszego wydania i, jeśli jest to pozycja zagraniczna, datę wydania w Polsce oraz oryginalny tytuł. 4; Zdarza mi się przerwać na dobre czytanie w trakcie, i choć nie dzieje się to często to jednak zdarza się. Nie mam z góry określonej liczby stron do przyswojenia, gdyż czytam książki o... rożnym tonażu stronicowym. Tak czy inaczej gdy w trakcie czytania zaczynam się męczyć, to najpierw zapala się ostrzegawcze światełko, zaczyna się lekka nerwowość, i wtedy następne strony decydują o kontynuacji lub zaprzestaniu czytania. Powód tego działania jest prosty; na świecie jest tyle rożnych książek do przeczytania (kosmos!), że TRACENIE CZASU NA CZYTANIE TAKICH, KTÓRE MI SIĘ NIE PODOBAJĄ NIE MA SENSU. 5; I jeszcze parę innych, moich czytelniczych, specyficznych przyzwyczajeń. Dla przykładu - odginam zawsze pozaginane przez innych rogi kartek, choć niestety również zdarza mi się (sic!) samemu, (choć jedynie na moment) gdy chcę później do czegoś wrócić, niniejsze rogi zaginać.
Przepisuję, poza tym, często do specjalnych zeszytów, mniejsze lub większe fragmenty, czytanych książek. Robię to głównie dlatego, że coś, jakieś zdanie lub myśl ujmuje mnie specjalnie, ale również po to, żeby mieć odnotowane że zetknąłem się już z daną pozycją. Inna moja „fiksacja” - w przypadku książek wypożyczonych z biblioteki, gdy kiedyś używano jeszcze pieczątek z datą (w mojej lokalnej filii wciąż ma to miejsce), zdarzało mi się prześledzić kiedy wcześniej wypożyczana była dana książka i jaką popularnością cieszyła się w przeszłości. Innym moim zwyczajem jest przerywanie czytania jedynie na początku kolejnej strony. Kolejna związaną z tym reguła; zazwyczaj nie odrywam się od lektury przed zakończeniem akapitu. Mam też inną, niezmienną „przypadłość”. To moja żelazna zasada – NIGDY NIE NISZCZĘ KSIĄŻEK. Wręcz odwrotnie, zdarzało mi się „ratować” je, klejąc i czyszcząc niektóre poturbowane egzemplarze z bibliotek lub z półek znajomych. Są jeszcze papierowe zakładki. Moje ulubione to takie, które są ze mną i książkami, które czytam od lat. Nieco podniszczone ale wciąż zdolne do „zakładania”. Aha; zdarza mi się wąchać nowe książki....
(c.d.n.)
Arkadiusz Kowalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz