piątek, 27 czerwca 2014

Spływ kajakowy Szlakiem konwaliowym 14-15.06.2014



W pewien piękny, czerwcowy weekend nasza zwarta ekipa seniorów wybrała się na spływ kajakowy Szlakiem konwaliowym. Baza wypadowa  wyprawy była u „basenowej” koleżanki, która w Osłoninie ma domek letniskowy na jeziorem Wieleńskim.
Po wypiciu kawy i skonsumowaniu energetycznego ciasta grupa kajakowa w liczbie 20 osób (seniorów) udała się na przystań, gdzie czekały na nią wcześniej zamówione kajaki. Wyznaczoną na mapie trasę trener konsultował z panem,  który wypożyczał nam kajaki. Trasa  zaznaczona na mapie wynosiła 15 km.  Pan wypożyczający kajaki patrząc na trasę, z niedowierzaniem spojrzał na grupę, mając w oczach pytanie, czy aby na pewno, ta zwarta grupa poradzi sobie z takim przedsięwzięciem?  Nasz  trener śmiejąc się powiedział, że damy radę!  Pan jeszcze nie wie co potrafi ta grupa!
   
Pogoda była wspaniała, po krótkiej odprawie i pouczeń przez trenera każda para po kolei wypływała na jezioro.

Do pokonania mieliśmy jeziora: Wieleńskie, Trzytoniowe, Breńskie, Białe oraz jezioro Miałkie i Małe. Początek wyprawy był bardzo wesoły, każdy z zapałem wiosłował, podziwiał przepiękne widoki oglądał w pełni rozkwitu roślinność wodną: grążel żółty czy  białe jak śnieg nenufary. Jeziora połączone były kanałami gęsto porośniętymi trzciną. Niestety, z godziny na godzinę,  na podziwianie przyrody oraz widoków jakie mnie otaczały, nie miałam za wiele czasu,  z moją starszą koleżanka  musiałyśmy dość mocno wiosłować, żeby nie odłączyć się od grupy. Najtrudniej było nam utrzymać kajak we właściwym kierunku, czasami nie wiadomo dlaczego, ale zupełnie jakby nie chciał nas słuchać i płynął nie w tym kierunku, który obrałyśmy!
Ala jakoś dawałyśmy radę, płynąc przez kolejne jeziora. Ponoć poważne wyzwanie dla kajakarzy  stanowi Jez. Miałkie,  o czym dowiedziałam się dopiero po przepłynięciu przez to jezioro. Jest ono niezmiernie płytkie i w okresie letnim utrudnia posuwanie się do przodu. Dlatego nasz trener kazał płynąć wzdłuż jego prawego brzegu. Na tym jeziorze  nie czułam się  komfortowo, brzydki zapach odstraszał a zamiast wody - muł, który napawał lękiem.

Szlak prowadził przez jeziora i kanały. W drodze powrotnej już w ogóle nie zachwycałam się otaczającą przyrodą, kwiatami czy ptactwem wodnym. Jedynym moim  celem było  płynąć i dopłynąć! Na szczęście dobry humor nas nie opuszczał. Wpływając już na jezioro Wieleńskie,  zobaczyłyśmy przystań  i postanowiłyśmy jak najszybciej się na niej znaleźć. Zapragnęłyśmy w linii prostej pokonać ten odcinek drogi! I to był niestety nasz największy błąd. Spychało nas mocno na środek jeziora. Ledwo dawałyśmy radę. Reszta grupy, zgodnie ze wskazówkami trenera, płynęła brzegiem, drogę mieli dłuższą  ale  nie spychało ich z nadanego kierunku. Muszę powiedzieć, że trochę mnie strach obleciał, tym bardziej, że zrobiła się dość duża fala. Cała grupa czekała na mnie i moją towarzyszkę na brzegu, w końcu dopłynęłyśmy. Umęczone wyszłyśmy na przystań. Trener dolał oliwy do ognia stwierdzeniem, że  zmienił plany w trakcie pływania i dołożył jeszcze 5 km, bo świetnie dawaliśmy sobie radę! Nawet się nie odezwałam.


Na szczęście w Osłoninie czekała na nas kolacja. Zastanawiałam się czy widelec będę w stanie do ust podnieść. Gdy czoło mnie zaswędziało poprosiłam koleżankę, żeby mnie podrapała. Śmiechu był co niemiara. Umęczona, ale szczęśliwa. Na razie nie chcę słyszeć o następnym spływie kajakowym …






autor: Zdzisława Pachom

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz