sobota, 24 maja 2014

Dyrektoriat i empire – czyli Vive l'empereur!




Koniec wieku XVIII, cechował powrót do pseudoklasycyzmu. Naturalnie zawsze modę lansował Paryż. Na skutek zwycięskich wojen Napoleona we Włoszech, do Francji zaczęły napływać antyczne rzeźby, obwożone po mieście na specjalnych platformach. Narastał entuzjazm dla starożytności. Fakty te sprawiły, że naśladowanie sztuki greckiej stało się modą, a ubiory kobiece przystosowano do nowych form. W toaletach uszytych na wzór greckich chitonów, pierwsze odważyły się wystąpić na balu paryskie aktorki.
Tuniki z okresu dyrektoriatu szyto z lekkich, białych tkanin, jak muślin indyjski, jedwabna gaza angielska i batyst. Suknie przepasywano wysoko pod piersiami. Takie podwyższenie linii pasa charakteryzowało odtąd suknie aż do roku 1815. Staniczek był drapowany swobodnie ponad linią stanu i spięty na ramionach broszami w kształcie kamei. Dół sukni marszczony pod biustem, spływał luźno do ziemi, tworząc niewielki tren. Suknie balowe nie miały trenów, lecz ozdabiane były szlakami z białego haftu, z ornamentami z kwiatów i girland na dole spódnicy. Sam stanik nie był niczym zdobiony. Sylwetka damy stała się wysmukła, na bose nogi wkładały greckie sandałki lub białe atłasowe pantofelki na płaskiej podeszwie. Obuwie wiązane było wstążkami dookoła łydki. Na głowach damy nosiły maleńkie czepeczki w kształcie zawoju lub budki, z przybraniem z kwiatów wiązane wstążkami pod brodą. Moda na budki przetrwała długie lata. Za dyrektoriatu budki były tak głębokie, że zakrywały profil twarzy, a pani wyglądała, jakby ubrała na głowę rurę! Nie noszono płaszczy, a jako okrycie służyły barwne szale. Po pewnym czasie wprowadzono do toalet długie rękawy i do białych sukien ubierano spencery, czyli kaftaniki z długim rękawem.
Natomiast epoka empire wprowadziła na powrót modę na kosztowne tkaniny. Cesarz Napoleon zadbał, żeby jego dwór prezentował się wspaniale. Wróciły aksamity, jedwabie, atłasy i koronki. Dalej noszono jednak batystowe białe suknie, z podniesionym pod samym biustem stanem,spódnice były proste i leciutko przymarszczone, a staniczek dopasowany z dużym okrągłym dekoltem ściągniętym sznureczkiem. Króciutkie rękawki miały kształt bufek. W toaletach balowych głębokie dekolty obszywano wysokim kołnierzem ze sztywnych koronek wycinanych w ząbki. Modne były treny do sukien balowych. Bardzo modne stały się długie, kolorowe indyjskie szale, które damy przerzucały przez jedno ramię.
W 1806 roku, w Warszawie na balu w Zamku, cesarz Napoleon poznał panią Marię Walewską, żonę starego szambelana z dworu króla Stanisława Augusta. Marysia, z domu panną Łączyńska, uczennica pana Mikołaja Chopina, ojca Fryderyka, była śliczną kobietką, lecz jak głoszą plotki, nie grzeszyła wielkim rozumem. Na dworskim balu wystąpiła w prostej białej muślinowej sukience, bez żadnych ozdób i klejnotów. To był skandal! Mimo skromnego stroju, podbiła serce cesarza i stała się jego ”polską żoną”. Urodziła mu syna Aleksandra, noszącego nazwisko męża swej matki Walewskiego. W przyszłości stał się ministrem spraw zagranicznych Francji i był łudząco podobny do swego prawdziwego ojca. Marysieńka zrobiła wielką karierę, otrzymując od swego cesarskiego kochanka tytuł hrabiny i duży majątek. Po upadku Napoleona wyszła po raz drugi za mąż za hrabiego Ornano i została marszałkową Francji. Przez całe życie ubierała się w suknie białe lub szare. Ma wspaniały grobowiec na paryskim cmentarzu Père-Lachaise, lecz naprawdę pochowano ją w Polsce, w kościółku w jej rodzinnej Kiernozi.
Prawdę mówi stare przysłowie, że nie szata zdobi człowieka, lecz człowiek szatę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz