Polanica, to małe miasteczko uzdrowiskowe, gdzie spędziłam swoje dzieciństwo i młode lata. Ukształtowanie terenu stwarzało doskonałe warunki do uprawiania sportów zimowych. Okoliczne górki i zjeżdżalnie chętnie odwiedzane były przez dzieci, jak i starszą młodzież. Gdy tylko zajęcia lekcyjne się kończyły, z grupą koleżanek i kolegów umawialiśmy się, co do wyboru sprzętu, bo istotne było z jakiej góry będziemy zjeżdżać.
Na narty zawsze wybieraliśmy Oślą Łączkę, zjazd był łagodny a jego trasa długa. Jedyny mankament to ten, że po zjeździe należało wejść na tą górkę ponownie, żeby móc znowu z niej zjechać. To była dobra zaprawa. Poprawiała kondycję i wytrzymałość.
Wybierając się na sanki mieliśmy do wyboru dwie góry: Góralkę i Poznaniankę. Z Góralki roztaczał się przepiękny widok na Polanicę i otaczające ją pasmo gór Stołowych, na samym dole zjazdu płynęła rzeka Bystrzyca, miejscami skuta była lodem.
Góra Poznanianka wzięła swoja nazwę od budynku, który na samym szczycie ktoś wybudował. Właściciel nazwał dom Poznanianka. Góra była stroma, od ulicy oddzielona była dość głębokim rowem, który był jedynym zabezpieczeniem przed wjazdem na ulicę. Trzeba było dobrze opanować skręt i hamowanie, bo inaczej wpadało się do rowu a wyjście z rowu wymagało sprytu i wysiłku. Rów był dość głęboki i wypełniony śniegiem, wpadało się jak na puchową pierzynę.
I jeszcze została jedna góra, góra Motocyklistów.
Nikt z nas nie odważył się zjechać z tej góry na nartach. Ale czemu by nie spróbować na sankach? Dojechałam chyba tylko do pierwszego uskoku, z całej siły wybiło mnie do góry, przez chwilę leciałam, potem się turlałam, koziołkowałam. Jedno jest pewne, dalsza część mojej jazdy z góry odbyła się bez sanek. Sanki pojechały szybciej ode mnie. Długo ich szukałam, ale jeszcze dłużej szukałam jednej płozy. Może leży tam do dziś, bo niestety nie udało mi się jej znaleźć. Mamie nigdy nie przyznałam się na jaki pomysł wpadłam, bo chyba nie umiałabym się wytłumaczyć.
Teraz z nostalgią wspominam te czasy, myślę też, że sprawność fizyczna miałam jednak dużą, bo przy takiej ilości siniaków jakie miałam na ciele, cud, że się nie połamałam.
Polanica w zimowej szacie |
tekst i zdjęcia: Zdzisława Pachom
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz