środa, 21 maja 2014

Łyżwy



Naukę jazdy na sankach, jak i bieganie przed sankami opanowałam bardzo dobrze. Murzyn długo był moim towarzyszem zabaw. Ja rosłam, a i Murzyn był coraz starszy, i niestety przyszedł czas, że się zbuntował. Już mu się po prostu nie chciało mnie ciągnąć.


Ale i dla mnie potrzebna była zmiana. Moja siostra, na strychu domu, znalazła różny sprzęt sportowy: łyżwy, narty, kijki do nart. Widocznie w domu, w którym rodzice się osiedlili po wojnie, mieszkała duża rodzina z dziećmi. Wyjeżdżając z Polanicy nie wszystko zdołali zabrać ze sobą. Tym sposobem z siostrą stałyśmy się nowymi właścicielkami sprzętu zimowego.


Zanim pierwszy raz założyłam łyżwy, tzw. śniegówki (zdjęcie poniżej), musiałam udać się do szewca, żeby w podeszwie buta umocował odpowiednie przyczepy, po to, aby móc zamocować do nich łyżwy. Pierwsza jazda, o ile to można było jazdą nazwać, wyglądała dość komicznie. Siostra pomagała mi utrzymać równowagę, gdy mnie trzymała, nogi mogłam utrzymać prosto, gdy tylko mnie puściła, nogi mi się rozjeżdżały, i o utrzymaniu się w pionie nie było mowy. Jako, że wówczas byłam zdecydowana na naukę jazdy na łyżwach, ćwiczyłam zapamiętale, to znaczy upadałam wstawałam, z czasem upadków było coraz mniej. Niestety szybkość jazdy mnie nie satysfakcjonowała. Najpierw jeździłyśmy z siostrą po chodniku przed domem Z czasem robiłyśmy coraz dalsze eskapady. Siostra, która dobrze opanowała jazdę, uczyła mnie jeździć po samej ulicy, która miała więcej zalet niż chodnik. Trasa na ulicy była większa, szersza i dłuższa.

Ja, mimo dobrej nauczycielki, w dalszym ciągu nie umiałam szybko jeździć. Siostra wpadła na szatański pomysł, zostawiła mnie na samym środku krzyżówki, z łyżwami na nogach i przerażeniem w oczach. Samochodów wówczas nie było dużo, ale droga Kłodzko - Kudowa Zdrój była dość ruchliwa. Strach zaglądnął mi w oczy, tym bardziej, że z daleka zobaczyłam zarys samochodu. Bez chwili zastanowienia, jednym zamaszystym ruchem nogi, jakbym chciała odgarnąć śnieg, pochylając się, pojechałam do przodu, potem druga noga, prawa noga, lewa noga, prawa .... To była chwila, kiedy zrozumiałam na czym polega szybka jazda na łyżwach. Na szczęście zdążyłam przed nadjeżdżającym samochodem, bo inaczej moja siostra nie wytłumaczyłaby się mamie.



tekst i zdjęcia: Zdzisława Pachom

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz