W swoim biograficznym tryptyku na stałe umieściłem trzy
różne zawody i sporo związanych z nimi faktów i wydarzeń : 3 lata byłem
szeregowym nauczycielem, 2 lata pracowałem jako Podinspektor Szkolny Wydziału
Oświaty i pozostałe do emerytury 35 lat byłem dyrektorem 3 różnych autorskich
szkól - w Nowej Wsi koło Zebrzydowej, Nr 4 i Nr 5 w Bolesławcu (”Czwórkę”
tworzyłem od podstaw). Parę lat kierowałem równocześnie 2 - letnią Szkołą
Przysposobienia Zawodowego Handlowo - Gastronomiczną.
30 lat
pracowałem równolegle jako korespondent - a później profesjonalny dziennikarz -
prasy regionalnej i krajowej, umieszczając setki czy nawet tysiące informacji
bieżących czy artykułów publicystycznych /byłem członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy
Polskich i Stowarzyszenia Autorów Polskich/.
Trzeci
mój zawód - artystyczne malarstwo - wynikał /pomijając ukończenie Studium
Nauczycielskiego Rysunku i Malarstwa w Katowicach/ z życiowej pasji i obracania się w kręgu
plastyków, nie wyłączając wielkich
nazwisk i autentycznych przyjaźni z mistrzami pędzla i palety /wymienię
symbolicznie wielkiego węgierskiego malarza i mojego mecenasa, nauczyciela i
serdecznego przyjaciela profesora Tibora Csorbę, ale także lokalnych wybitnych
i zdolnych twórców - Mieczysława Żołądzia, Mieczysława Kozłowskiego, Lesława
Kasprzyckiego czy Eugeniusza Niemirowskiego. Żałuję, że dla tej profesji miałem
w swoim życiu najmniej czasu.
Zgodnie ze starożytną dewizą : “Omne
trinum perfectum” /co potrójne - to dobre/ przyszedł zatem czas i kolej na
malarstwo swobodne, wyzwolone, autonomiczne, przepełnione pasją twórczą i
oryginalnością, niezależne, wymykające się spod klasycznych kanonów wartości i
treści, dające pełnię artystycznej satysfakcji.
To nie amatorszczyzna, ale wynikający z
własnego doświadczenia profesjonalizm oparty o znajomość warsztatu pracy.
Kilkuletnie studia, liczne plenery malarskie, znajomość wielu współczesnych
mistrzów pędzla i palety, przyjaźnie z malarzami w całej Polsce. Każdy z nich
wyrażał w w twórczości swoją odrębną osobowość, wrażliwość i widzenie świata
inaczej - pięknie, niepowtarzalnie, profesjonalnie, wyraziście, z emocjonalnym
zaangażowaniem. Tej “iskry Bożej” nie skrywali przed innymi, przeciwnie -
pozwalali na ogląd, doświadczenie, naukę, stwarzali wzorce do inspiracji, nawet
naśladownictwa.
Ale ja pozostałem wiernym sobie i
własnej szkole twórczej w obrębie malowania. Mam niepowtarzalny, łatwo
rozpoznawalny styl apoteozujący perfekcję, dokładność, precyzję, benedyktyńską
cierpliwość w rozpracowywaniu szczegółów na płaszczyźnie płótna czy karty
brystolu. Lubuję się w kontrastach, przypadkowych skojarzeniach, fascynuję
detalami, sięgam do symboliki, niweczę kanony klasyki kompozycyjnej, ulegam
porywom nastroju, zadziwieniu trwaniem chwili, urokiem wyjątkowości.
Przedkładam walory natury nad dzieła człowieka, wolę otwarty pejzaż i jego
zdumiewającą urodę niż zatłoczoną miejską architekturę, cud narodzin dnia nad
zamgloną wodą niż aureolę oświetlonych nocą budowli, ciszę i zapach
rozkwieconej łąki, niż gwar dyskoteki upstrzonej kolorowymi błyskami lamp.
Pozostaję - jak w najgłębszym
dzieciństwie - dzieckiem natury podatnym na zauroczenie, fascynację, zachwyt
nad dziełem wszechmocnego Demiurga. Podkreślam z dumą, że urodziłem się w samym
sercu - i to dosłownie - białowieskiej kniei i ona pozostaje dla mnie
najpiękniejszym miejscem na Ziemi.
Dlatego z lubością maluję las, drzewa,
malownicze zagajniki i dąbrowy, dostojne świerki i dorodne sosny, kapryśne
brzozy i wierzby nad wąskimi strumykami, szalejące wiosennym kwieciem jabłonie
i złote jesienne aleje. Dziś mieszkam wśród pięknych Borów Dolnośląskich, urokliwych, przebogatych
i brutalnie niszczonych przez człowieka: leśne uroczyska przecięły trasy
szerokiej autostrady i dróg szybkiego ruchu. Koszty cywilizacji?
Tak, ale
głębszy problem łączy się ze sferą świadomości i psychicznej wrażliwości, ze
sferą wyobraźni i myślenia o wspólnej przyszłości - tej dzieci i wnuków. Miałem szczęście
zachwycić się pięknem - autentycznym, dziewiczym - wielu zakątków Polski i
Europy. Podziwiałem dziką urodę gór Kaukazu jadąc serpentynami dziwnej
skalno-kamienistej drogi rozklekotanym autobusem tuż nad skrajem przepaści -
przez wiele kilometrów. Urwiska nie zabezpieczała żadna bariera. Emocje? Tak,
ale przede wszystkim autentyczny strach i wielkie ryzyko. Potem podziwiałem
wraz z żoną bajeczne piękno zimowego Soczi z czupurnymi zielonymi pióropuszami
palm wśród śniegu.
Zauroczyły mnie cudownie pachnące i
kwitnące, wypełnione po brzegi motylami
węgierskie łąki nad modrym Dunajem. Pieszo przemierzałem górski szlak
pasma jugosłowiańskiej Kozary, dziki i malowniczy, umajony bogatą zielenią.
Wędrowałem wśród baśniowych skał
Szwajcarii Saksońskiej w Niemczech. Ale najbardziej zdumiał mnie i oczarował
błękitny krajobraz “mojej” białowieskiej kniei po stronie białoruskiej:
takiego zatrzęsienia kwitnących połaci przylaszczek nie mogłem sobie nawet
wyobrazić ja, syn puszczy, kolebki cudownego dzieciństwa, którą zawsze
podziwiałem, poznawałem, kochałem i z którą identyfikuję się bez reszty do
dzisiaj.
Maluję sercem to, co kocham najbardziej:
las, przyrodę, cudowne kompozycje drzew, krzewów i kwiatów w naturze,
niewiarygodne piękno tkwiące w każdym ich detalu, wielkie dzieło Stwórcy, hojne
i genialne.
Utrwalam w swoich pracach to, co przemija,
co jest ulotne, co zasługuje na podziw, miłość, trwanie, co wzbogaca skalę
ciepłych ludzkich doznań. Wciąż poszukuję i odnajduję piękno, które - jak mówi Norwid - jest kształtem
miłości. Pasja tworzenia jest zatem również poszukiwaniem miłości, absolutu,
czegoś niemożliwego do precyzyjnego zdefiniowania, sposobu na życie, ucieczką
od nostalgii, obrony przed starością.
W tym wielkim świecie
zminiaturyzowanych obrazów szamocze się zamknięte ludzkie szczęście, radość
odkrywania, tworzenia, narodzin, twórczej pasji, olśnienia, zauroczenia - obok
powagi i smutku przemijania, symbolu trwania i radości istnienia pro publico
bono. Szczególną urodę i wartość mają te prace malarskie, które wyrażają
nastroje, doznania emocjonalne, oczekiwanie, zachwyt, radość, niepokój i grozę
/ “Przed burzą”, “Samotny rybak nad jeziorem”, “Samotność we dwoje - dwie
sosny”, “Wschód słońca w kniei”, ”Barwy jesieni”, “Zimowa baśń”, “Czerwone
żagle na oceanie”, “Kwitnący sad”, “Mgły o brzasku” i inne/. Każdy obraz
przemawia w jakiś sposób, wyraża jakąś myśl, przesłanie, zawiera w sobie
zamkniętą skalę doznań emocjonalnych autora, którą dzieli się z widzem. Ten
szyfr każdy musi sam odkryć lub złamać.
(Tekst został zilustrowany moimi
obrazami malowanymi w ostatnich kilku latach).
Paweł Śliwko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz